Amicus Plato, amicus Sócrates, sed magis amica véritas.
Arystoteles

sobota, 27 grudnia 2008

A teraz z innej beczki !

Data urodzenia niejakiego Jeszuy, syna Marii i Jozefa, zwanego wszystkim jako Jezus z Nazaretu vel Chrystus budzi kontrowrsje wśród niektórych. co zabawne, najmniejsze wśród tych, którzy powinni być nią najbardziej zainteresowani, wśród jego tak zwanych wyznawców, naśladowców, jak zwał tak zwał. Wśród tych, dla których ten żyd odgrywa ważną, lub tylko okresowo ważną rolę w życiu. Postanowiłem zastanowic sie chwilkę nad tymi informacjami. Pierwsze co poraziło mnie, to beztroskie odpowiedzi zwykłych chrześcijan, zapewne katolików na zadane pytanie. Wynika z tych odpowiedzi iz fakt urodzenia Jezusa w ostatniej dekadzie grudnia, jest bezsporny i nie warto zaprzątać sobie głowy takimi szczegółami. I twierdzenia tego nie stawiam na podstawie, li tylko wypowiedzi z materiałi TV, ale z obserwacji i rozmów z osobami uważającymi się za religijne. Ciekawe jak każda z tych osób zareagowałaby na akie podejście do daty ich urodzin, lub urodzin ich potomstwa, rodziców, osób dla nich ważnych. Jakoś nachodzi mnie myśl iż reakcja byłaby bardzo spontaniczna i jednoznacznie negatywna. Kolejna ciekawostka, pojawia się w wypowiedzi Pana Bonieckiego, który delikatnie wskazuje na prawdziwe źródło ustanowienia grudniowych dni jako rocznicy narodzin Jezusa. Skojarzenia są oczywiste. Sol Invictus dziwnym trafem w tym samym niemalze czasie , stalo się państwowym świętem tak zwanego pogańskiego rzymu, dziwnym trafem, mitraizm, kult rozwijający się od poczatku naszej ery celebrował w tym czasie ( 25 grudnia ) narodziny swojego głównego bóstwa Mitry ( warto nadmienić iz Mitra jest postacią poniekąd wspólną także dla indyjskich wed jak i kultów perskich ) . Ale moglibyśmy się przenieśc w rejony geograficzne nam bliższe i dostrzeżemy, iż 25 grudnia kultywowano jako dzień wyniesienia niezwyciężonego słońca. Pan Boniecki jednak w sposób zasługujący na uznanie, nie wskazuje na powiązania,ale na zasadnośc tych zbiezności. Zabawnie to brzmi w świetle teologii starotestamentowej, ktorej przecież żyd Jeszua nie odrzucił żadna miarą. Kolejne, poprawnie religijnie przekłamanie słyszymy w wypowiedzi o Świadkach Jehowy. Otóż, redaktorka komentująca materiał filmowy używa takiego sformułowania: "...na jej poparcie ( tezy o narodzinach Jezusa jesienią,przyp. ) zmodyfikowali nawet tekst ewangelii..." . Postanowiłem to sprawdzić. Okazuje się iż zdania w śwecie biblistów są podzielone. Bibliści, lingwiści reprezentują różne opinie na ten temat. Zazwyczaj, są one ścisle powiązane z światopoglądm religijnym krytyka. Pozwolę sobie wskazac parę nazwisk, które reprezentowały inną opinię niż nasza komentatorka materiału filmowego.

Alexander Thomson - lingwista
Edgar J. Goodspeed - biblista, tlumacz z greki
Benjamin Kedar - profesor uniewersytecki, lingwista i biblista

Co więcej, inne źródła naukowe wskazują na dopuszczalność takiego oddania tego fragmentu ewangelii według Łukasza, np: leksykon Thayer Nowego Testamentu
Zresztą, gdy zastanwowimy sie na d logicznym ciągiem informacji jakie otrzymujemy czytając ten fragment biblii, wniosek nasuwa sie sam iż pasterze nie byli schowani w żadnym zadaszonym budynku, nie mówiąc już o tym iż żydówka Maria nie zawineła swojego syna, noworodka w jakieś specjalnie ogrzewające rzeczy, ale w pieluchy, czy też pasy płótna jak tłumaczą niektórzy.
Kolejnym ciekawem ciągiem argumentów wskazującym na taki, a nie inny termin narodzin przyszłego reformatora żydowskiego systemu wierzeń jest  chronologia biblijna dotycząca bliskich Jezusa:

"Łukasza 1:5,8.9 Zachariasz z oddziału Abdiasza mąż Elżbiety . Oddział Abdiasza to ósma zmiana 1 Kronik 24:10 . Talmud podaje że każda zmiana służyła tydzień w świątyni począwszy od Nisan(roku religijnego). A zatem Zachariasz rozpoczął służbę pod koniec czerwca. Wtedy to tez po tej służbie zaszła w ciąże Elżbieta Łuk. 1:23,24,36. W szóstym miesiącu ciąży Elżbiety zachodzi w ciąże Maria Łuk. 1:26,43. Jest to sześć miesięcy po Elżbiecie to jest listopad-grudzień. I od tego 9 miesięcy do narodzenia to jest wrzesień/październik -narodziny Jezusa."

Jedno zdanie, wypowiadziane za dużo w materiale filmowym, spowodowało że wybrałem się w krótką, ale niezwykle interesującą podróż po faktach i mitach dotyczących narodzin pewnego żyda, któremu tak wielu jego wyznawców z wielka ochotą zamieniłaby obrzezanego żydowskiego penisa, na najprawdziwszego polskiego, czy też nawet katolickiego penisa  z napletkiem. Podróż bardzo interesującą. Taka gafa Pani redaktor z niby obiektywnych mediów ( wypowiedzieli się naukowcy, katoliccy specjaliści, ale oskarżanych o oszustwo ŚJ juz zabrakło-wniosek nasuwa się sam: poprawność religijna !!! ) , i tyle radości dla mnie z wiedzy, z jej przypomnienia i nabycia...Radośc, wielka radość, bynajmniej nie z okazji świąt...  ;)

środa, 24 grudnia 2008

Azrael ładnie to ujął, ale chciałbym coś dodać od siebie !

W związku z trzecią rocznicą zaprzysiężenia Lecha Kaczyńskiego na prezydenta RP, w mediach aż roji sie od poważnych jak i nie poważnych opinii na temat trzech lat tejże prezydentury. Sczególnie miło czytało mi się,  dzisiejszy wpis na blogu Azraela. Krótka analiza na która pokusił się autor, bardzo przypadła mi do gustu, gdyż w dużej mierze jest zgodna z moją opinią. Jednakże chciałbym dodać coś od siebie. Może odebrać to któś jako poszerzenie słów Azraela, ale z przymróżonym okiem. Reasumując, w krótkim zdaniu napiszę tak: Tej prezydenturze brak jakiejkolwiek wizji. Gdy zcząłem się zastanwiać nad tym głębiej, stwierdziłem iż warto zdefiniować to czym jest wizja, czym powinna byc dla polityka, polityka wizjonera. Więc, czym powinna być wizja dla kogoś, kto przedstawia siebie jako osobę dysponującą odpowiednim zapleczem kreatywności intelektualnej by zmieniać rzeczywistość, zmieniać ją jako reprezentant narodu ( jak zdaje się mniemac o sobie nasz "ulubieniec" ) ?
Za Słownikiem Języka Polskiego PWN:
2. «czyjeś wyobrażenie jakichś zdarzeń mających zajść w przyszłości, zwykle przedstawiane w książce lub w filmie»
Jest to drugie ze znaczeń. wyjaśnia ono w bardzo prostych słowach , iż osoba z wizją to ni mniej więcej taka, która potrafi załozyc pewien ciąg zdarzeń, wynikających z jego poczynań. Która potrafi być na tyle pewna podejmowanych przez siebie działań, na ile posiada środki i umiejętności, które pozwolą jej kontynuwać przyjęte założenia w realizacji celów. czlwoeik z wizją to któś, kto postrzega rzeczywistość w bardzo szerokim aspekcie, w celu wybrania najlepszej drogi do osiągnięcia załozonych celów w przyszłości. Zerknijmy w przeszłość! Nie potrzeba wielkich analiz, byz stwierdzić że podstawowym brakiem Lecha Kaczyńskiego jest brak wizji, a przez to brak patrzenia na terźniejszośc i przyszłośc właśnie w ym szerokim aspekcie. Są cele, które prezydent stara się realizować,ale można powiedzieć że sa one realizowane "z dnia na dzień". Bez pomyslu, bez analizy, bez myslenia o konsekwencjach poszczególnych kroków. Można by przywołać tutaj chociażby przykład, wspomnianej przez Azraela polityki wschodniej.
Myslę że wielkim zaskoczeniem może byc dla każdego z nas, zastanowienie się nad tymi trzema latami w kontekscie pierwszego ze znaczeń słowa wizja. Podaje za SJP PWN:
1. «obraz pojawiający się w czyjejś wyobraźni pod wpływem natchnienia, szaleństwa, wysokiej gorączki lub środków odurzających»
Wow !! Ta definicja,, z pewnością wpasowuje się w tą prezydenturę znacznie trafniej. Jednakże ona, genialnie sprawdza się w przypadku artystów, pisarzy, malarzy, muzyków. Można by, przywołać wiele przykładów: genialny Philip K. Dick, Witkacy, Morrison i wielu wielu innych. To znalezienie w historii, dobrego, rzetelnego polityka jako reformatora, reprezentanta narodu, głos ludu, głowę Państwa z taką wizją może się okazać trudne. Bo, gdy juz znaleźlibyśmy takowego, z pewnością jego koniec nie byłby chwalebny. Nie chciałbym tutaj wkomponować się w retoryke posła Palikota, którego osobiście bardzo lubie i cenie, właśnie za taki sposób opowiadania o naszej polityce. To tak kwoli wyjaśnienia, iż tekst ten traktuje bardzo poważnie. Zgoła inaczej niż prezydent swój urząd.

niedziela, 21 grudnia 2008

Czasami różnice cementują !

Na jednym z blogów, przeczytałem wpis, dotyczący rozważań nt. polityki i tego jak potrafi ona nas dzielić, zmrażać, niszczyć przyjaźnie, czasami wieloletnie. Tak częstokroć się dzieje. Powód dla którego o tym pisze, to pewne przyjaźnie, które w moim życiu wciąż trwają. Czasami są przygaszone, ukryte za codziennościa zdarzeń, za szybko płynącym czasem, problemami, pracą, przeprowadzkami, podróżami, ale trwają. Ale zawsze bywają konsumowane przy wspolnym piiwku, wspomnieniach, planach i dyskusjach. Trwają bez względu na różnice, które od zawsze były kolosalne. Mielismy po 15-16 lat gdy wszystko sie zaczęło, zmierzch czerwonych dziesięcioleci. Trzy zgoła rożne osobowości spotykają się i zaczynają marzyć, by zmienić świat, każdy na swój sposób, podążając sobie wybraną drogą. Ja młodociany radykalny lewak, z czasem kontestujący jakikolwiek system, jednakże z silnie zakorzenionym lewackimi poglądami, brzydzący sie brunatnym kolorem i myslą katolicką. Marek, zdystansowany do wszytskiego,ale jednak demagog i populista o lekko narodowym zabarwieniu, silnie tradycyjny katolik. Michał, sam siebie określający jako konserwatywny-liberał, tradycjonalista-katolik, chociaż jak wielu zauważa, raczej konserwatysta, który zapomniał o liberaliźmie przy urnie wyborczej. Trzy kompletnie róże sposoby patrzenia na rzeczywistość, kraj, władzę, pojęcia takie jak: naród, patriotyzm, wolność, moralność, etyka, antysemityzm, etc.
A jednak coś sprawiało i sprawia w dalszym ciągu ( chociaż w zupełnie innej skali, w inny sposób ) że zawsze siebie słuchalismy, tocząc spory, dyskutując, kłócąc się, zawsze wsłuchiwaliśmy się jeden w drugiego. Co więcej o dziwo, częstokroć udawało nam sie dochodzic do wspólnych wniosków. Byc może to zasluga szczeniackiej naiwności, szceniackiej wiary w wartości i ideały. Być może to zasługa tego iż każdy z nas tak bardzo był zainteresowany zmianami, zmianami na lepsze. Pewność każdego z nas, że zmiany są możliwe, kształtowała w nas świadomośc wagi kompromisu, śwaidomośc, iż bez niego nie można osiągnąć nic więcej, oprócz polaryzacji, walki, napięć i destruckcji. Przyznam szczerze, iż przez swoją zapalczywość w tej ostatniej wiodłem prym. Czytając wspomniany na wstępie wpis, zacząłem wspominać, i ogarnęła mnie wielka radość iż dane mi jest znać tych facetów już z górą 20 lat, dane mi jest byś świadomym że należę może, nie do częstych wyjątków, które pokazują, mówią, iż można znaleść wspólne, w nawet najbardziej różnych zbiorach. I co najważniejsze, te wspólne mogą sprawiać radość i cementować ludzkie więzi. Tak jak nasze. Jesus, kurwa, ja pierdolę, jak ja wam dziękuje chłopaki...

sobota, 20 grudnia 2008

...ku radości, po pogrzebie "pomostówek" !

Jakże wielka radośc odczułem przeczytawszyw sieci, iż veto prezydenckie w sprawie pomostówek zostało odrzucone. Wielki, szeroki most po którym przechoadzało się często gęsto wielu zwykłych leserów, został zburzony i postawiono rzeczywistą wąską kładkę, chociaż możnaby podyskutować nad uczynieniem jej jeszcze węższej. Upuszczono troszkę krwi z nadymanej wielkiej związkowej "świętej krowy". Jak miło! Czekam na następna operację o kryptonimie: KRUSkrieg. Oby szybko i konkretnie.
Wracając do pomostówek. Przeczytełem na jednym z portali pytanie internautyo takiej terści: Czy wyobrażasz sobie 60-latka, przeżucającego łopata rude miedzi lub wspinającego sie na słupy elektryczne? I w pierwszej chwili, pomyslałem: qrczaki. faktycznie to jakieś dziwne. Po chwili otrzeźwiałem i zacząłem przywoływać w umysle obrazy z mojego życia zawodowego. I co widzę? Tłumy 60-latków ciężko pracujących na budowach, tłumy 60-latków jeżdżących zawodowo samochodami. Na przykład weźmy pod uwagę taksówkarzy. Praca siedząca, niby nic. Wozisz ludzi, zjeżdzasz do domu kiedy masz ochotę. Same plusy. Ale na upartego gdybysmy się zastanowili nad stresogennym charakterem tegoż zawodu, w kontekście działań związkowców moglibyśmy przychylic się do udzielenia owemu taksówkarzowi prawa do wcześniejszej emerytury. Podobnie musielibyśmy zrobić z pracownikami budowalnymi...i tak rozpoczelibysmy zataczać coraz szersze kręgi. I pogubili sie w tym na końcu dochodząc do wniosku iz wszyscy powinniśmy wcześniej kończyć życie zawodowe. Bo niby dlaczego nie!? 
Oczekiwałbym odrobiny, naprawdę chociaż odrobiny zdrowego rozsądku od tych którzy miast stanowić spójne i dobre dla spoleczeństwa prawo, w tak łatwy i bezwzględny sposób sięgają do naszych kieszeni, by za pieniądze z niej wyciągniete kupić swój polityczny byt. Panowie, Panie nieudolnie próbujący restaurować rewolucyjne osiągniecia wieku XX, o b u d ź c i e  s i ę!!! Pamiętajcie, iz nadejdzie czas rozliczeń. Dla niektórych damogogów naszej sceny juz nadszedł, co wyraźnie pokazują sondaże. Czas wrócić do źródel. Jesteście z mocy społeczeństwa wybrani jako stanowiący prawo, prawo, które ma służyć nie wam, ale blisko 40 milionowemu narodowi, prawo które ma nakreślać granice dające mu swobodę, jak i wyznaczające przestrzeń w obrębie której wszyscy będziemy się czuli bezpiecznie. Czas zabrać się do roboty. Czas zamienić gębe, szczekacza roszczeniowca, w twarz polityka, wykonującego służbę publiczną ( oczywiście który czasami ugrywa cos dla samego siebie! - bądźmy szczerzy ), zmieniającego rzeczywistość zastaną, a nie pozostawiającego za sobą ruiny i zgliszcza. Czy to tylko dobre zyczenia?

piątek, 19 grudnia 2008

Koniunkturalizm, partykularyzm, intelektualna indolencja, czyli taka sobie refleksja o PiS !

Zastanawia mnie, jakim prawem, moralnym prawem, któremukolwiek z polityków PiS-u przychodzi z taką łatwością zabieranie głosu krytycznego w sprawie "rajdu" marszałka Komorowskiego po ulicach miasta? Gdy czytam i słucham tych wypowiedzi, uświadamiam sobie jak niskie pobudki leżą u podstaw takiego zachowania. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej upewniam się w przekonaniu iż cały ten polityczny organizm, który ktoś, chyba dla żartu nazwał Prawo i Sprawiedliwość jest pozbawiony jakiejkolwiek moralności i oparty o dziwną "dwujaźń". Na nieistniejącego boga !!!, dlaczegoż napisałem dziwną? Każdy organizm polityczny musi często kierować się koniunkturalizmem, reagować w sposób partykularny na różne sytuacje, tak i przynależne to jest PiS-owi. Jednakże wydaje mi się, iż w tym kraju po '89 roku nikt nie pokazał takiej zgnilizny moralnej, takiego zadęcia i zapatrzenia w siebie jak partia Jarosława K. Żadne z ugrupowań politycznych, nie zniesmaczyło społeczeństwa bardziej do klasy politycznej, jak grupa niezrównoważonych polityków PiS. Nikt, ponad wszelką wątpliwość lepiej nie pokazał zwykłemu obywatelowi, iż polityka to nie służba pro publico bono, ale konkretna gra, ostra gra bez zasad, bez szacunku do rywala, gra o wszystko lub o nic, gra w której kompromis to porażka, a obywatel to pionek. Nie, abym był pełen złudzeń co do elit politycznych,ale do czasu objawienia sie geniuszu bliźniaków w pełnej krasie, byłem przekonany że polityką powinno zależeć na robieniu dobrej miny do tej gry, i tylko od czasu do czasu puszczania oka do wyborcy. Rzuceniu jakiegoś polityka na żer wygłodniałemu ludowi jako sprzedajnego, nie moralnego, pozbawionego wartości wyższych karierowicza. Upss! Roczarowanie. Mamy PiS, partię polityków, którzy gdy ktoś pluje im w twarz, twierdzą że pada i zapraszają byś skorzystał z nimi z parasola, którzy potrafią z tego samego wydarzenia stworzyć medialny sukces, by po chwili przedstawiać go jako porażkę, którzy w sposób bezczelny z mównicy parlamentarnej potrafią kłamać, mając świadomość iż każdy może to sprawdzić. Co może powodować  właśnie takie uprawianie polityki? Chyba generalnym brakiem PiS-u jest brak szacunku do obywatela, zreszta wyraźnie pokazały to dwa lata rządów. Rządów, które na ogół wzbudzały głównie emocje, które możemy okreslic jako dobry humor  oraz wściekłość. Ostatnim zabawnym przykładem tej "dwujaźni" jest postawa PiS, a w szczególności prezesa wobec kryzysu ekonomicznego. Z jednej strony jawi się On jako osoba bardzo zainteresowana ekonomią, starająca się chronić kraj, obywateli, przed nieodpowiedzilana bezczynnościa rządu w tej sprawie, a z drugiej wystepuje jako etatowy dojca budżetu, czyli tak naprawdę podatnika, każdego polaka płacącego podatek. Prezes z wiedzą ekonomiczną jest na bakier i każdy rozsądnie myślący i obserwujący jego działania obywatel to wie. Jego porównanie wprowadzenia euro w naszym kraju, do sikawki gaszącej ognisko, czyli naszą pędzącą gospodarke jest nad wyraz śmieszne i żartobliwe. Musiałby posłuchać na ten przykład ekonomistów irlandzkich, lub lepiej zwykłych obywateli Republiki, którzy dziękują swojemu konserwatywnemu katolickiemu bogu, że rząd republiki wprowadził euro. Dlaczego? Ano dlatego że mając świadomość stanu faktycznego irlandzkiej gospodarki, czyli największej od kilkudziesięcioleci recesji, mają minimum świadomości ekonomicznej by rozumieć iż kraje które przed euro sie wzbraniają tak usilnie i nim gardzą jak, Wielka Brytania, czy Islandia znajdują się obecnie w o wiele gorszej sytuacji. Mają świadomość iż przyszłość przed Republiką rysuje się w nieco jaśniejszych barwach. Czegóż możemy wymagać od grupy osób nastawionych tylko i wyłącznie na zwiększanie swojej władzy, na zmierzanie do celów sobie wystawionych po przysłowiowych trupach?  Koniunkturalizm, partykularyzm, intelektualna indolencja, zepsucie morlane...etc, etc. Pozostaje zadać pytanie i dać odpowiedź, wspierając się nieodżałowanym Janem Himilsbachem, dokładniej jedną z kreowanych przez niego postaci: Kto za to płaci? Pan, Pani, Ja, My, Spoleczeństwo...