Amicus Plato, amicus Sócrates, sed magis amica véritas.
Arystoteles

piątek, 26 czerwca 2009

Koloejne światłko w mrocznym tunelu!

Szokujące wyznania ateisty nawróconego na islam!

Dedykuje Panu Terlikowskiemu i jemu podobnym!

Ejakulat i moralność!


Tak się złożyło że chwilkę przed zapoznaniem się z tekstem Azraela, przeczytałem w Rzepie przemyślenia Tomasza Terlikowskiego pt. "Rewolucja Homoseksualna". Terlikowski zdradza objawy skłonności do wyjaśniania pewnych naturalnych zjawisk zachodzących w społeczeństwach spiskiem, spiskiem oczywiście określonych środowisk, wymierzonym przeciw jedynie słusznym (przez przypadek przez niego wyznawanym) zasadom i fundamentom cywilizacji życia opartym na judeo-chrześcijańskiej teologii, a zarazem mitologii (hihi). Cytuję mistrza:
"Analiza sposobu działania organizacji gejowskich i ich radykalizujących się postulatów musi prowadzić do wniosku, że celem jest zburzenie cywilizacji zachodniej zbudowanej na normach i wartościach judeochrześcijańskich, a także na pełnej akceptacji i ochronie rodziny. Ma ona zostać zastąpiona kontrkulturą, która swoje wzorce czerpie z rewolucji obyczajowej 1968 roku. Rewolucja zaś zawsze zakłada, że to, co stare, musi zostać zrównanie z ziemtią i dopiero na gruzach starego zbudowana może zostać nowa, już „niedyskryminująca” mniejszości seksualnych kultura. Kultura wolna od moralnych zasad i seksualnych ograniczeń." Co będzie gdy podobny ton i sposób myślenia przyłożymy do osiągnięć ruchów feministycznych na przestrzeni ostatnich dwóch wieków? Dojdziemy do wniosku że byliśmy świadkami, prwadziwie zdumiewającego spisku żeńskiej części gatunku homo sapiens, mającej na celu powolne, acz skuteczne likwodowanie wszelkich śladów patriachalnego dziedzictwa ludzkości. NIewątpliwie ostatni Kongres Kobiet w Warszawie, był zwykłą przykrywką dla tajnych spotkań konspirującej i planującej dalsze działania Loży Feministek. Tak z całą pewnością mogło być, ale tylko w umyśle ludzi pokroju Terlikowskiego i spółki. Cóż dalej? Z zadziwiającą skłonnością do podważania i relatywizowania osiągnięć nauki, Terlikowski stara się poddać w wątpliwość to co dla racjonalnie myślącego świata w końcu od kilkudziesięciu lat jest oczywistością. Na szali stawia jedynie staranie podejmowane przez ludzi z jego nurtu, którzy jako argument przedstawiają opowieści i zasady przekazane im przez dla wielu wymyślonego przyjaciela niejakiego boga. Który w swoim bestselerze poświęcił naprawdę uwagę tylko w kwestii potępienia swoich dzieł wykazujących odmienną orientację seksualną. Gdybysmy wgłębili się bardziej w temat, zobaczymy iż główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest?...no właśnie co? Kompletnie nie wiadomo. Brak uzasadnień, oprócz braku upodobania dobrego przyjaciela wszystkich irracjonalnych w kochających się mężczyznach, kobietach, i nie chciałbym dalej wymieniać bo lista byłaby długa...raczej łatwiej byłoby napisać co bogu się podoba. Posłóżmy się przykładem homosiów. Co może być tak zatrważająco złego w spólkowaniu dwóch mężczyzn? I możemy dojśś do trywialnego wniosku że jest to odbyt. I często kojarzony z nim kał. Idąc dalej w tą stronę Terlikowski i inni muszą uznać że około 25% narodu naszego jest równie nieczysta, potępiona skazana na ogień piekielny przez ich przyjaciela boga jak cała rzesza homosiów, ponieważ wedle szacunkowych badań właśnie taki odsetek heterosiów przyznaje się do uprawiania seksu analnego. podobnie się ma rzecz z lesbami. Około połowa katolickich polaków przyznaje się do uprawiania seksu oralnego, a 24% z nich oświadcza że konsumują ejakulat. Tak więc jedna czwarta polaków katolików, za reprezentantów których tak często-gęsto chcą uchodzić ludzie pokroju Terlikowskiego przyznaje się do kolejnych praktyk uznanych przez aktywistę, komisarza etycznego Terlikowskiego za nieczyste i godne potępienia i srogiej kary. W bardzo łatwy sposób marginalizuje się i podważa wyniki postępu naukowego jeżeli nie podlegają aksjomatom wyznawanym przez niektórych. Ale właśnie racjonalne zastanowienie się nad problemem, spojrzenie w przeszłość, pozwala dostrzec każdą sprawę w innym świetle. Pan Terlikowski zapomina że ok 2 tyś. lat temu to jego aksjomaty dokonywały rewolucyjnych zmian, co więcej w ówczesnym świecie istniały jednostki podobne jemu samemu, które widziały w tym spisek niebezpiecznej sekty żydów, mającej za cel zmienić istniejący porządek i stan rzeczy. I te jednostki atakowały społeczność judeochrześcijańską i jej mitologie jako burzące te wartości na których zbudowano ówczesny świat. W imię zwycięstwa, tacy jak Pan stali się takimi jak dyskryminujący ich włodarze ówczesnych czasów. Dzisiejszy świat to suma doświadczeń gatunku ludzkiego, dzisiejsze zmiany w etyce, morlaności, prawie to właśnie próba sił z tak zastanym, ślepym, stęchłym, obłudnym, nie moralnym, okrutnym światem Pana wartości.


mała dowcipna obrazkowa złośliwość, w odwecie za WC!

czwartek, 25 czerwca 2009

WC !!! rzygać się chce.


tytułem wstępu "bez większego" związku z tematem, fragment z
„Vademecum für den katholischen Soldaten” (Vademecum dla katolickiego żołnierza), które 8 listopada 1938 roku uzyskało imprimatur Ordynariatu Biskupiego w Münsterze, czytamy:

„Führer uosabia jedność narodu i Rzeszy. Jest on najwyższym nosicielem władzy państwowej. Niemieckiemu chrześcijaninowi już samo sumienie - także wówczas, gdy nie została złożona przysięga - nakazuje okazywanie posłuszeństwa Führerowi, właśnie ze względu na posiadanie przezeń najwyższej władzy w państwie. (…)

Niemieckiemu żołnierzowi jest tym łatwiej ślubować wierność swemu Führerowi i najwyższemu dowódcy, że widzi on w nim wzorzec prawdziwie żołnierskiej postawy i żołnierskiej wierności, że ofiarowuje wierną służbę człowiekowi, dla którego sensem życia jest przysporzenie wielkości i chwały swemu narodowi, i który we dnie i w nocy sam daje przykład wierności, natomiast żołnierz-chrześcijanin może wypowiedzieć rotę ślubowania z powagą i radością w sercu, bo jego wiara uczy go tego, iż w osobie sprawującego władze, trzeba rozpoznać i docenić nie tylko ludzkie zdolności i osiągnięcie, ale także majestat i dostojeństwo, nadane mu przez Boga”


Wartości chrześcijańskie niestety kojarzą mi się tylko z jednym - z toaletą. I generalnie pierdole to że ktoś się oburza, ponieważ nikogo nie mierzi (z tych domniemanie oburzonych) fasadowość posługiwania się tym terminem i jego realna wartość, wpływ na codzienne życie obywateli. Nikogo nie mierzi fakt, że pomija się rzeczywisty stan społeczeństwa, które wartości chrześcijańskie ma głęboko w dupie jako klasa, oraz relatywizuje je na co dzień. To wąskie grupy ortodoksów przedstawiają je jako aksjomaty całego narodu. Nikt nie chce głośno mówić o fasadowości takich założeń i wpływie tychże wartości na życie nas jako wspólnoty narodowej, tudzież europejskiej. Natomiast rzesze łapią się teologii katolickiej (tudzież u nas w kraju zwanej chrześcijańską) jako symbolu przynależności do dziedzictwa Polski jak i Europy. Chwytają się sztandarowych haseł o ochronie życia poczętego, o obronie życia jako takiego nawet wbrew woli głównego zainteresowanego. I żaden z tych domorosłych teologów, etyków nie spojrzy w przeszłość, by zobaczyć iż właśnie takie działania doprowadziły do dewaluacji tychże wartości. czynienie z nich zasad uniwersalnie dobrych dla każdego z nas. Uszczęśliwiają jedynie słuszną moralnością, pochodząca od stwórcy, którego notabene większość z obywateli postrzega jak chce.Panu Gowinowi sumienie nie pozwala zamrażać zarodków przy stosowaniu In Vitro, Pan Piecha natomiast niczym Saul z Tarsu, pomny dziesiątek dokonanych aborcji zakazuje całemu narodowi stosowania In Vitro w celu powołania do życia dzieci. Jednocześnie ten sam poseł Piecha nie widzi niczego zdrożnego w przynależności do partii politycznej tak jawnie siejącej niezgodę, nieufność, pośrednio siejącej nienawiść. Tym wszystkim politycznym krzykaczom spod znaku krzyża i barw papieskich nie przeszkadza uwikłanie w politykę od której ich mesjasz tak staranie w opowieściach ewangelicznych uciekał. Nie przeszkadza im po sługiwanie się kłamstwem jako naczelnym orężem w walce politycznej. Jak ich etyczno-religijni mocodawcy walczą o rząd dusz, tak na politycznej scenie dochodzi do walki o rząd nad umysłami. Podobnie jak w zamierzchłych stuleciach nie było istotne jakim orężem sie walczy o zbawienie grzesznika, podobnie dziś nie jest dla ludzi pokroju Piechy, Ziobry, Giertycha, Kaczyńskiego, Kurskiego, Zawiszy i innych, jakiego oręża używają. Ważny jest efekt. Zwycięstwo. Ceną tego jest oznaczenie terenu (narodu, państwa) niczym kot, śmierdzącym moczem, czyli niczym innym jak właśnie WC. mamy prawne zapisy, nieznajdujące żadnego odzwierciedlenia w prozie życia. Ale religijna maszyna wciąż może dumnie stwierdzać:
"NASZE SZTANDARY WCIĄŻ TRZEPOCZĄ TAM GDZIE CHCEMY!". Czy daleko należy szukać przykładów takiej obłudy? Wystarczy dzisiejszego dnia spojrzeć na doniesienia medialne: link 1, link 2 . Dlaczego nikt z nich nie zastanowił się przez chwilkę, nad tym że wszytsko o co walczą rozbija się o jendo założenie, którego inni moga nie podzielać: że boga nie ma. Po prostu. I gówno mnie interesuje jakiekolwiek tłumaczenie i uzasadnianie. Nie muszę byc wierzącym, aby byc przeciwnikiem aborcji, bo nim jestem właśnie, ale nie widze żadnego powodu abym uważał iż mam jakieś nad lub nie przyrodzone prawo do orzekania i nakazywania każdemu innemu człowiekowi tego że zamrażanie zarodków jest mordowaniem, lub usuniecie bardzo wczesnej ciąży morderstwem istoty ludzkiej. Może pan Piecha lub Gowin mieli jakieś irracjonalne objawienie, ale jest to ich prywatna sprawa, nie całego narodu. Jest wręcz przeciwnie. Żyje w kraju w którym, rządzą powierzchowne postawy, śmieszne mądrości wywyższane do statusu wielkich fundamentów cywilizacyjnych. Gówno prawda. Wystarczy zerknąć w przeszłość by wiedzieć że to tylko fasada. Już Socratesa skazano za to że przeciwstawiał się tak pojmowanej rzeczywistości, tak konstruowanemu społeczeństwu. Żyd Jezus nie jest dla mnie ważny, ale to nie znaczy że ma nie być ważny dla Ciebie, ale to nie sprawia że musi być ważny dla mnie. W imię tego obrzezanego legendarnego męczennika ktoś próbuje mi wmówić co jest dobre, co jest złe. Stara się usilnie przytrzymać moją głowę nad swoim kodeksem etycznym bym uznał go za właściwy. W imię ponoć wielkich zasad stara się odebrać możliwość realizacji najwspanialszego doświadczenia jakiego może doświadczyć homo sapiens: MACIERZYŃSTWA, OJCOSTWA. Religijny totalitaryzm zagościł na dobre w kraju nad Wisłą. Po zapisie w ustawie medialnej o propagowaniu, tudzież obronie WC, następnym krokiem pewnie będzie restrykcyjna ustawa o In Vitro. Niech ktoś mi powie że jesteśmy wolnym świeckim Państwem - zaśmieje się mu prosto w twarz.

Uczysz się - Nie płacisz ! Melanżujesz - Płać i to słono! JESTEM ZA

Tyle szumu o kolejne święte krowy. Tym razem padło na żaków. Dla niektórych ( jak słychać po sile głosu, dla większości ! ) pomysł rządowy dotyczący odpłatności za studiowanie równolegle drugiego kierunku studiów, wydaje się pierwszym krokiem liberałów do całkowitej odpłatności za edukację, przynajmniej wyższą. Nie przypisywałbym tak daleko idących zamiarów w tej chwili, nikomu kto jest odpowiedzialny za ten projekt. Po lekturze wielu wpisów blogerów, jak i komentujących te wpisy internautów, da się zauważyć dwa zasadnicze tony, chyba charakterystyczne dla naszej rzeczywistości. Donośny głos, tych którzy przyzwyczajeni do brania, do państwa jako dobrego wujka z sakiewką mocno obruszają się perspektywą opłacania studiów na drugim kierunku dziennym, oraz ciche popiskiwanie tych, którzy starają się racjonalnie patrzeć na rzeczywistość, oraz przyszłość. Jak za kolejną kopią wychodzącą z xeroxa, ujawnia nam się nasz stary problem. Problem stworzony przez 50 lat patologizacji mentalności całego narodu. Począwszy od warstw inteligencji, poprzez dorobkiewiczów-badylarzy, karierowiczów, klasę robotniczą i chłopskie bataliony drobnych właścicieli 1 do 10 h, większość domaga się od państwa wszystkiego co stanowi jak im się wydaje przyrodzone prawo. I tak na przykład robotnik przemysłu ciężkiego po 50 latach deprawacji mentalnej wciąż żyje w irracjonalnym kraju w ,to głównie on i jego towarzysze z hut, stoczni, kopalni etc. tworzą siłę naszego słowiańskiego państwa. Inteligencji, więc także kandydaci na nich (część studentów) uważa że prawo do darmowego studiowania jest bezspornym faktem danym im przez (właśnie nie wiadomo kogo!) rzeczywistość i ich domniemanie późniejszy wpływ na losy kraju. Chłopi, którzy od zawsze uważają się za najważniejszą siłę społeczna, bo: " to przecież MY, WAS żywimy, zapewniamy byt...", w imię tych wydumanych haseł żądają opłacalności (oraz zapewniającej odpowiednią zyskowność) produkcji rolnej z areałem 1-10 h, lub posiadając 5 krów i 10 prosiaków oraz 12 kur. W imię tych istnienia i żądań tych trzech grup, całe państwo powinno być podporządkowane właśnie takim uwarunkowaniom ekonomicznym (nawet gdyby trąciły absurdem), takiemu prawu, które zapewniałoby ich realizację. I jaki postęp zrobiliśmy w odejściu od rzeczywistości z Alternatywy 4 ? Obawiam się że żaden. rozbawił mnie bardzo głos opozyji w tej sprawie, a dokładniej wypowiedzi zbawców ekonomi krajowej z PiS-u. Oczywiście ten wstrętny liberalny (haha) rząd chce za wszelką cenę włożyć na obywateli, i to nawet na młodzież dodatkowe ciężary, chce obciążyć ich studenckie torby dodatkową cegłą-oplatami za przywilej studiowania dodatkowego kierunku na studiach dziennych. bardzo znaczące są te popierdywania, biorąc pod uwage ciągłe naciski opozycyjnego PiSiorka na rząd w celu powiększenia znacznego deficytu budżetowego, więc tak naprawdę obciążenia nas wszystkich jako obywateli, podatników dodatkowymi ciężarami wynikłymi z powiększenia długu państwa., ale kto by o tym myślał. Ważne że wykorzystano następna okazję do przyprawienia gęby złodzieja obecnemu rządowi. Mało kto raczy zauważyć że tak naprawdę projekt rządowy nie uderza w tych, którzy naprawdę są zainteresowani edukowaniem siebie na dwóch kierunkach, mając na uwadze jakość swoich kwalifikacji w przyszłości. Jeżeli w obecnej sytuacji tylko 10% studentów studiujących na dwóch kierunkach dziennych, kończy edukację dotrwawszy do ostatnich egzaminów, rząd świadom konieczności wspierania grupy najzdolniejszych, daje sposobność bezpłatnego edukowania się na drugim kierunku właśnie studentom z najlepszymi wynikami. Typowe działanie wspierające tych którzy pokazują iż warto w nich inwestować. Tak pojmowane wydawanie publicznych pieniędzy na wspieranie rozwoju młodych polaków ma głęboki sens i raczej zasługuje na pochwałę, niż beznadziejną populistyczną krytykę z różnych stron.Kolejna porażka! Gdy wspomnę oblicze polskich pubów w miastach akademickich, które wypełnione są wieczorowo-nocną porą po brzegi żakami, którzy są tak biedni iż wydatek w kwocie 500 zł, lub 1000 zł na podręczniki jest zbyt wielkim obciążeniem, to zastanawiam się co jest dla nich priorytetem. I wyciągam wniosek że najważniejsze jest wykorzystanie czasu młodości w odpowiednio melanżowy sposób, ale nie wydaje mi się to wystarczającym powodem, by każdy obywatel ponosił ciężar takiego patrzenia na edukację młodych ludzi. Oczywiście jest to uogólnienie, ale niewątpliwie oparte na mocnych podstawach. Państwo ma wspierać tych najzdolniejszych, którzy rzeczywiście rokują i za takim rozwiązaniem jestem bezapelacyjnie ZA. Natomiast rozsądek karze mi powiedzieć stanowcze NIE, fundowaniu przez obywateli beztroskiego życia każdemu, kto chce czuć się studentem. Nie mając w perspektywie realnego rozwoju własnej osoby, podnoszenia swoich kwalifikacji. Tylko taka młodzież może pomóc rozwijać się temu państwu.

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Na zimno ( cz. II ).


Co w takim bądź razie można by powiedzieć o całej Europie? Tutaj szczerze powiem mam problem. Układając sobie różne scenariusze w głowie, każdy okazuje się w jakimś stopniu prawdopodobny. Cóż może oznaczać, odbicie Europy na prawo? Najzabawniejsze jest to iż odbywa się to w czasie światowego kryzysu, za który wina przypisywana jest, przez jednych liberałom i ich neoliberalnym pomysłom na gospodarkę, a przez drugich, właśnie zwolennikom sterowania rynkiem i poprawiania go. Co najśmieszniejsze, wedle mojej osobistej oceny, to gdy spojrzymy na fakty u źródła, od razu rzuci nam się w oczy że to właśnie państwo, swoimi "zachętami", naciskami, programami po prostu zaburzyło rynek. Nieumiejętnie, stosowanie bezpieczników socjalnych i wkomponowywanie ich pomiędzy mechanizmy rynkowe, zawsze musi spowodować zaburzenia, od objawów po chorobę. Tym bardziej wygrana prawicy, może z jednej strony zadziwiać. Europejczycy nie kupili lewackich bajek i haseł w stylu: "Nie będziemy płacić za WASZ kryzys!". Natomiast wyniki paru radykalnie prawicowych partyjek, wskazują że udaje się niektórym siłom wzbudzać ponownie w Europie lęk przed OBCYM, innym niż my sami.To jest między innymi niebezpieczeństwo jakie niesie ze sobą nierozsądna prawica, myśląca krótkowzrocznie. Niebezpieczeństwo oddania decydującego głosu w UE właśnie takim radykałom, którzy zatracając tak naprawdę wartości europejskie, zaczną wokół nas budować mur prawdziwie europejskiego getto. Właśnie mając na uwadze takie tendencje, prawica europejska jak i lewica, powinna usilnie myśleć o przesuwaniu się do środka, o coraz częstszym szukaniu rozwiązań i zbiorów wspólnych niż kultywowaniu wieloletnich podziałów i różnic. W dyskusjach z młodymi ludźmi jakie często w przeszłości nie dalekiej przeprowadzałem na rożnych forach, wyłania się obraz zagrożeń jak i nadziei. Marginalna u nas w kraju (na szczęście) grupa nazywająca siebie samych ideowcami, co ma skrywać ich chory radykalizm, straszy nas bądź to globalizacją, korporacyjnością, bądź to islamizacją, czy też laicyzacją Europy. Od zawsze istniały takie siły, które na lęku budowały swoją siłę. I chyba właśnie w Europie mamy czas narodzin ponownych takich ruchów. Wyniki z Holandii, Wielkiej Brytanii na przykład, mogą być wyraźnym sygnałem ostrzegawczym, dla ruchów postępowych. Sygnałem, aby wyjść do ludzi, aby kończyć urzędniczo, etatystyczno-biurokratyczny etap w dziejach Europy. Czas pomyśleć bardziej i społecznościach, o narodach, o tym co można zaoferować im w imię zachowania tożsamości każdego z nich we wspólnej przecież Europie, bez utraty tego co osiągnięto, jak i wspólnej wizji, wzmacniającej cały ten polityczny organizm jakim jest Unia Europejska. Dla jednych właśnie zacieśnianie więzi europejskich, jest zagrożeniem, dla innych ich rozluźnienie może być wizją powrotu do starej skłóconej Europy. Europy, tylko interesów, a nie wartości wspólnych. Jednakże szczególnie ci pierwsi powinni przyglądnąć się swoim pomysłom, postulatom. Nawoływanie do walki o wspólne, oczywiście chrześcijańsko-narodowe wartości i idee jest niczym innym, jak usilnym narzucaniem tychże wartości, każdemu bez wyjątku. Pytam: Co to ma wspólnego z wolnością? Chyba nie za wiele. chyba bardzo słaba jest wasza wiara, bardzo słabe wasze przywiązanie do barw, symboli, historii, dumy narodowej, jeżeli w imię ich przetrwania jesteście zmuszani do pisania prawa warunkującego ich istnienie. Czy naprawdę brak w was wiary w ludzi? W społeczność? W narody w których egzystujecie? Czy naprawdę uważacie że przymuszanie kogokolwiek, do czegokolwiek jest lepszym patentem niż kultywowanie oddolne tego wszystkiego co jest dla was ważne? czy naprawdę musicie zamieniać te wielkie słowa w stek bzdur? najbliższe 5 lat zadecyduje o tym w jakim kierunku uda się wspólna Europa, czy w kierunku rozwoju, czy w kierunku stagnacji i powolnej destrukcji tego wszystkiego co udało się zachodowi zbudować po II wojnie światowej. Rozsądek podpowiada jednoznacznie co należałoby wybrać. Rozwój. Pogłębianie integracji, bez zapominania o różnorodności, o historii, a w szczególności o WOLNOŚCI.

piątek, 12 czerwca 2009

Na zimno ( cz. I ).


Minęło parę dni. Fala komentarzy przewinęła się przez TV, prasę, internet i zakładowo-biurowe rozmowy, a także towarzyskie nasiadówki przy piffku i wódeczce, jak to w narodowym zwyczaju bywa. Czas odpowiedni, wewnętrzna potrzeba się zrodziła więc chciałbym coś naskrobać i ja. Kampania, kampania i już po kampanii, a naród w jakim potrzasku się znajdował w takim pozostał. wydaje się że klincz w jakim trzyma nas PO i PiS będzie trwał jeszcze długo. Pozytywne jest to że naród, jak się wydaje, zaczął dużo rozumieć z obecnej sytuacji. Nie pociągnął rządowej koalicji do odpowiedzialności za rządy w czasach kryzysu. Pomimo usilnej demagogicznej propagandy brunatno-lewackich PiSiorków. Bardzo dobry wynik wyborczy PO, chociaż niższy od sondażowych prognoz może zadowalać rząd, ale już chyba nie koalicjanta. PSL, który słowami posła Kłopotka wyraził zadowolenie ze status quo naszej sceny politycznej, tak naprawdę chyba powinien przyjąć swój wynik jako podsumowanie swojej działalności po '89 r. Języczek u wagi, lub jak niektórzy wolą: bezideowa dziwka polityczna, gotowa zawrzeć z każdym umowę koalicyjna w imię sprawowania władzy. Nie ma co ukrywać ze ludowca nie za bardzo chodzi o samo rządzenie, kreowanie dobrej rzeczywistości dla społeczeństwa, a raczej o wpływ na wiele instytucji publicznych, rządowych, z których w niebywale skuteczny sposób potrafią czerpać profity. PiS przegrał, ale czy na pewno. Dość znaczne powiększenie liczby eurodeputowanych może wyraźnie wpłynąć na lepsze samopoczucie prezesa, aparatczyków, prezydenta, ale już nie koniecznie tych, którzy czuja się mocno zepchnięci do trzeciego, czwartego i dalszych rzędów, a w szczególności partyjnych dołów. Co wyraźnie się ujawniło w tym pierwszym tygodniu. Moim skromnym zdaniem, ten jawny zamordyzm, w wykonaniu prezesa i jego lizodupców odbije się w przyszłości czkawka. PiS prowadzący politykę w obecnej konwencji czeka powolna marginalizacja. Potwierdza to wyraźnie przepływ elektoratu, który jednoznacznie wskazuje na to ze PiS może liczyć tylko na swój twardy elektorat. Wszelkie przepowiednie Dorna, Zalewskiego i innych rebeliantów ;) spełniają się powoli. Ta partia jest skończona, w znaczeniu nie rozwojowa. Tak skostniała struktura, z tak sztywnym i ubogim programem nie może już zaskoczyć społeczeństwa, niczym pozytywnym.
Sukces obwieścił przewodniczący Napieralski...ale cóż mógł innego zrobić? Nie dość ze nie podniósł SLD z kolan, a wręcz namnożył podziałów na lewej stronie. Pomysł z wyjściem z koalicyjnej współpracy z Demokratami w nadziei na przychylniejsze spojrzenie bardziej lewackiego elektoratu nie okazał się w ogóle skuteczny. Polacy jeszcze długi nie łykną mocno w lewa stronę ukierunkowanego ugrupowania ( wyjątkiem może być ubarwiona narodowo Samoobrona i PiS). Sojusz z liberałami i mądre połączenie programowe mogło zaowocować powoli rosnącą siłą centrolewicowa, z liberalnym ekonomicznie programem, niepozbawionym socjalnych bezpieczników. Mądrym pomysłem na spokojne, laickie państwo, dające obywatelom swobody i kreujące realne prawo. Jest jak było, SLD klęczy i jęczy, podobnie jak PiS może liczyć na swój stały elektorat. Jednak dałbym szanse na rozwój, pod warunkiem podejmowania realnych działań, potwierdzających wyraźny laicki program i przesuniecie się bardziej do centrum.
Nie chce mi się za wiele pisać o politycznym planktonie. Mogę tylko śmiać się w głos z Zawiszy, Wierzejskiego, Bendera i reszty katolicko-narodowej bandy. naród ukrócił was o głowę Panowie. Tak więc mamy teraz Europę, która wyraźnie skręciła w prawo, nie tracąc z oczu centrum sceny politycznej.

sobota, 6 czerwca 2009

...moim subiektywnym okiem!

Mam taki zwyczaj, nie chodzenia na nowe filmy, gdy wchodzą na ekrany, nie czytania nowości, gdy sztucznie wytwarza się ciśnienie na ich zakup, oraz nie zabierania głosu w sprawach, które bywają ważne, a media czynią z nich kolejny produkt. Skoro dziś mamy 6 czerwca 2009 roku, z czystym sumieniem mogę napisać coś o swoich subiektywnych odczuciach dotyczących 4 czerwca 1989 roku. 20 lat temu miałem 17 lat. Byłem mocno zbuntowany, maksymalnie naiwny. Oczywiście nie mogłem głosować, ale nawet gdyby to w było możliwe nie poszedłbym na wybory. Potem, już mi tak zostało na długie lata. Nie z lenistwa, a z powodu mojej naiwnej zasadniczości. Mojej wydumanej walki z KAŻDYM systemem, czy to czerwonym, różowym, brunatnym, czarnym, po prostu każdym. Widzenie świata 17 latka, bardzo uproszczone, pozbawione szarości, po prostu czarno-białe. Wychowany w domu, gdzie ojciec będąc aparatczykiem KD oraz KW PZPR (Komitet Dzielnicowy, Komitet Wojewódzki, przyp.), regularnie chodził do kościoła, gdzie jego żona, moja ukochana mama, regularnie korzystała z "dobrodziejstw" sakramentów. Wychowywany także przez kościół, przez parę lat byłem jego gorliwym członkiem. Wychowywany wśród sąsiadów, zagorzałych katolików, którym nie przeszkadzała publiczna służba w MO mojego ojca, którzy przez długi okres utrzymywali z naszą rodziną bardzo bliskie stosunki. Wychowywany na dzielnicy, gdzie mój ojciec był szanowanym człowiekiem, przez bardzo długi czas. Do kiedy? Do momentu, gdy nie pojawiła się podziemna SOLIDARNOŚĆ. Wtedy mogę, z całą stanowczością powiedzieć, że rzeczywistość sielskiego życia ( nie mam na myśli łatwego w znaczeniu przetrwania, a raczej pisze o relacjach rodzinno-towarzyskich) prysła niczym bańka mydlana. Zostaliśmy obiektem drwin, szyderstw, donosów, anonimów, intryg w szczególności ze strony właśnie tzw. "opozycyjno-patriotycznej"części naszych przyjaciół, sąsiadów i znajomych. Wcześniej nikomu nie przeszkadzało, że ojciec jest tym kim był, w zawodowym środowisku ojca, dla nikogo nie było fundamentalnym problemem, że chodzi do kościoła, ze jego syn, wraz z matką aktywnie uczestniczy w jego życiu. Wraz ze spolaryzowaniem społeczeństwa po stanie wojennym, odczułem jakość chrześcijańskiego przesłania w naszym społeczeństwie i lojalność tych, którzy podawali się za przyjaciół. I pewnie właśnie nie obiektywizm, tych wszystkich miłośników WC (Wartości Chrześcijańskich, przyp.), JPII, demokratycznej opozycji, a raczej osobiste dotkliwe doświadczenie ich hipokryzji i obłudy, było czynnikiem, który wzbudził tak silną kontestacje polityki, patriotyzmu, każdego możliwego systemu, który w moich młodych i naiwnych oczach był źródłem podziałów, sporów, nienawiści, hańby. Pomimo tej dziwnej niechęci do wszystkiego co się wtedy działo, gdzieś tam wewnątrz mnie, skrzył się podziw dla czasów w jakich przyszło mi żyć. Dla zmian jakie moglem osobiście obserwować i skutków których doświadczałem osobiście.

Minęło 20 lat. Mogę napisać teraz, może dla wielu coś bardzo trywialnego, ale dla mnie coś bardzo osobistego. Gdy oglądałem relacje z otwarcia w Sejmie wystawy "Polska Droga do Wolności", uświadomiłem sobie coś, tak silnie, po raz pierwszy w moim życiu. I popłakałem się. Uświadomiłem sobie, co tak naprawdę stało się w 1989 r. Jak wiele się zmieniło. Jak, pomimo wszystkich poważnych problemów jakie mamy (ja i moje ukochane stadło), możemy być szczęśliwi że nasze życie, wygląda inaczej niż życie naszych rodziców. Ze mogę siedzieć teraz i śmiało, odważnie pisać te słowa. Że mogę wyrażać głośno swoją opinię. Że mogliśmy wydać na świat nasze ukochane córeczki, właśnie w takich czasach. Gdy przed nimi otwiera się tysiące możliwości zagospodarowania ich życia, bez potrzeby skupiania się, li tylko na idei przetrwania. Bo przecież do tego sprowadzało się życie w realnym socjalizmie. Co z tego że moglem wyjeżdżać na obozy, kolonie, wczasy, każdego roku, gdy tak naprawdę, to życie było jak papier toaletowy. Naprawdę szare, nudne i do dupy. Teraz, wszytko jest w moich rękach. Wszystko zależy ode mnie. Popełnię błędy - poniosę ich konsekwencje. Dokonam słusznych wyborów - sprawie że moje życie będzie lepsze. A co za tym idzie życie moich ukochanych. Żyjemy na wynajętym mieszkaniu, nie mamy oszczędności, nie mamy perspektyw na kupno mieszkania, nie jest nam łatwo...ale żyjemy i odczuwamy to. Nie mając "nic", mamy tak wiele możliwości. To daje poczucie godności, poczucie człowieczeństwa, poczucie istnienia, aktywnego istnienia, a nie tylko trwania, wegetowania.

Kiedy zacząłem się zastanawiać nad tym głębiej? W roku wyborczym 2005, gdy do władzy doszli ludzie, których mentalność jest dla mnie zaprzeczeniem tego o czym napisałem wyżej. Ludzie, których gdy słucham, to słyszę o tym co jest dla mnie właściwe, moralne, najlepsze. Słyszę jednoznaczne definicje moralności, patriotyzmu, jedynie słusznych wartości. Znów włącza się w moim umyśle sygnał alarmowy. Nadeszli Ci, których celem nie jest służba społeczeństwu,ale ci którzy chcą to społeczeństwo wykreować na swoją modłę. Nadeszli Ci, którzy tak dokładnie przypominają mi młodość i wszystkie dyrdymały o duchowej sile narodu, które w praktyce dodały do mojego życiowego bagażu, bardzo nie miłe doświadczenia. Naturalną reakcją był w 2005 roku wstręt i oburzenie. Wstręt do zacietrzewionych ryjów, wypowiadających "narodowo-socjalistyczno-katolicki" bełkot, wstręt do prostactwa i traktowania społeczeństwa jako "ciemnego ludu". Wstręt do straszenia dziadkiem w mundurze Wermachtu. Wstręt do pijackich gęb, podrasowanych make-upem stylistów i opalenizną. Wstręt do narodowych haseł, które w rzeczywistości z narodem i jego potrzebami nie mają nic wspólnego, a są tylko wytrychami, otwierającymi umysły naiwnych. Zrodził się bunt i gniew. Gniew na naród, który okazał się łatwiejszy do zmanipulowania niż myślałem, który dał się wciągnąć w ogłupiającą kampanię demagogów, który kupił wszystkie tanie hasełka, za których realizacje płacimy wszyscy. Oczywiście, takie wybory narodu to cena demokracji, wolności, swobody. Pomimo wszystko myślę, że jest to cena którą warto zapłacić. Gdyż ponad tym wszystkim, jest codzienna świadomość, ze jestem wolny, ze zniewolić mogę tylko sam siebie, zamykając się w okowach jednoznacznych ocen, radykalnych poglądów, nie umiejętności podejmowania wyzwań, zawierania i szukania kompromisów, dyskutowania.

Intel-e-gent w jednym ze swoich postów, komentujących osiągnięcia 20-lecia, użył takiego oto sformułowania by podsumować swoje rozważania: "Bilans nie jest jednoznaczny. Dostaliśmy wolność, ale płacimy za nią wysoką cenę. Niemniej pewne jest to, że niewielka część postulatów miała olbrzymie znaczenie, jak się później okazało. " Odpowiedziałem, ze stwierdzenie takie ( niejednoznaczność) zasługuje na określenie mianem herezji. Czy tak trudno ocenić obiektywnie: Żyjemy w wolnym, niepodległym kraju, możemy o sobie samo stanowić. To co się dzieje z naszym życiem, z naszymi rodzinami w zdecydowanej większości przypadków jest zdeterminowane przez nas samych. Rzeczywistość, jest może bardziej brutalna dla tych którzy nauczyli się ze państwo ich niańczy, jednak ta rzeczywistość jednocześnie daje każdemu z nas o wiele więcej narzędzi by sobie z nią radzić. Nigdy nie będzie idealnie, ale mamy cel do którego powinno się dążyć. Państwo, które realizuje politykę przyjazną wobec obywatela, a nie politykę dobrej cioci, czy tez surowego opiekuna. Państwo, które ma nas wspierać w budowaniu poczucia własnej wartości, które ma nam pomagać w myśleniu, ułatwiając realizację naszych pomysłów, marzeń, a nie zapewniać byt naszym dzieciom, troszczyć się o mój budżet domowy. To My je płodzimy i to My jesteśmy za nie odpowiedzialni pod każdym względem. Fakt ze po 20 latach przemian jesteśmy JEDNOZNACZNIE bliżej takiego idealnego państwa, równocześnie JEDNOZNACZNIE dalej od realnego socjalizmu, świadczy o tym że 4 czerwca 1989 roku zrodził narodowy sukces. WSZYSTKIE korzyści, przewyższają straty w sposób JEDNOZNACZNY. Zacieranie w jakikolwiek sposób takiego rachunku, jest nieobiektywne, jest niczym ocenianie Rewolucji Francuskiej, tylko poprzez pryzmat terroru jacobinów, autorytarnych rządów Napoleona. Patrząc na 4 czerwca 1989 roku, oraz na minione 20 lat, musimy spojrzeć szerzej, właśnie tak, jak w tej chwili oceniamy Wielka Rewolucję Francuską. Każde działanie, które w przyszłości przynosi tak wielki horyzont perspektyw, jaki teraz, jako naród mamy przed sobą, jest jednoznacznym SUKCESEM NAS WSZYSTKICH. To napisałem JA heimdall.laik, dawny ultra lewak, anarchista...prawdziwym cudem jest środek, równowaga, kompromis.

:)


środa, 3 czerwca 2009

Chamstwo z wyższej półki !

Tym razem to minister Ziobro, potwierdza fakt niezaprzeczalny bycia burakiem, beztalenciem, bezwzględnym aparatczykiem... Brawo! Prosimy o więcej! Niech PiS w końcu, obnaży do końca swoją PiSiorkowatość. Nie ma co się dziwić profesor Senyszyn i Pani Róży Thun iż, zniecierpliwione brakiem merytorycznej debaty, postanowiły w myśl zasady iż, jeżeli nie góra do Mahometa, to Mahomet musi do góry, zagościć u posła Ziobry podczas jego konwencji wyborczej. Chciały zadać pytania, które w końcu ukazały by stanowisko w tak wielu kwestiach byłego pana ministra od ślepej Temidy (aczkolwiek za jego kadencji raczej opaska była tylko z pończochy). Najwyraźniej ten prawicowy gbur,nie był w stanie docenić działań kandydatek, co więcej nie czuł się zobowiązany do upomnienia zgromadzonych sympatyków by zachowywali się godnie jak przystało na elektorat polityków z WYŻSZEJ PÓŁKI. Marszałek Putra mógłby rozwinąć na tym spotkaniu swoje teorie dotyczące dobrych manier, bo w końcu: Jaki kram, taki Pan! Ma się taki elektorat, jaki poziom polityki się reprezentuje. Że najbardziej bucowaty minister w historii III RP (czasowo również IV RP hahaha) reprezentuje poziom haniebny, to ma chamski elektorat, najczęściej z przylepionym ryjem maryjnego radia. Prawda jest banalna, i myślę w głębi serca że sprowadza się do tego że Ziobro po prostu jest kompletnym dyletantem w sprawach europejskich, i tylko w śród dyletantów wszelkiej maści może szukać poparcia. W każdej normalnej debacie na merytoryczne, a nie goebbelsowkie argumenty, poległ by bez chwały, a WSTYDZIE. Kolejny gwoździk do trumienki. ;)

wtorek, 2 czerwca 2009

Upadek obyczajów...ciąg dalszy!


Smutne bardzo, że elita polityczna, szczególnie prawej strony popełnia dalsze odcinki serialu pt.: Dewaluacja obyczaju politycznego! . I oczywiście w roli głównej samodzielnie obsadza się Lech Kaczyński, prezydent RP. Cisza wyborcza, nie jest wystarczającym powodem do uszanowania wieloletniego zwyczaju, unikania wystąpień publicznych przez głowę państwa, szefa rządu, tudzież innych kluczowych urzędników państwowych. Może nawet, obyłoby się bez większego hałasu wokół tej decyzji, gdyby nie dotychczasowa postawa prezydenta, który gdzie tylko mógł i jak tylko mógł ujawniał swoje braterskie poparcie dla prezesa PiS i jego aparatczyków. Prezydent, który z pewnością chciałby się kreować na człowieka niezmiernie skupionego na sprawach duchowych ( żeby złośliwie nie rzec: na sprawach duchownych! ), będzie przemawiał na spotkaniu młodych w Lednicy 6 czerwca tego roku. Śledząc komentarze internautów w tym temacie, da się zauważyć rozczarowanie samych młodych uczestniczących regularnie w tych spotkaniach. Rozczarowanie wobec samego prezydenta, jak i organizatora ojca Jana Góry. Zabawne wydaje się wyjaśnienie tego ostatniego: "Od kilku lat zapraszamy prezydenta na nasze czuwanie. Termin tego spotkania znany jest od roku, kiedy jeszcze nikt nie myślał o wyborach. Prezydent przyjedzie do nas jako pielgrzym, żeby pomodlić się z młodzieżą. I tak trzeba na to patrzeć." Jeżeli rzeczywiście byłaby to prawda, to postawa chrześcijanina Kaczyńskiego, napełnionego pokorą, skromnością, pragnieniem przeżycia misterium, byłaby zgoła inna. Z drugiej strony, chyba ta decyzja, nie powinna nikogo zaskoczyć, a jedynie potwierdzić byle jakość pełnienia tego urzędu. Ma to także dobre strony! Jednoznacznie potwierdza, kto w rzeczywistości jest odpowiedzialny za upadek obyczajów, za burzenie dobrych wypracowanych wzorców w czasie krótkich doświadczeń polskiej demokracji w III RP. Przypomnę tylko relacje Prezes Rady Ministrów vs. Prezydent RP, sprawowanie władzy marszałkowskiej w parlamencie, tudzież wdrażanie skomplikowanych relacji finansowych pomiędzy parlamentarzystami, a partyjną macierzą. tak więc mamy tutaj dwie gwiazdy na firmamencie, które zdecydowanie świecą najjaśniej: Samoobrona i PiS. Nie wymieniam SLD, które zdecydowanie w przeszłości można było zaliczyć do tego teamu, gdyz tak strona sceny płaci za swoje grzechy do dnia dzisiejszego. Cenę, jak każdy z nas może zobaczyć bardzo wysoką i ze wszech miar wprost proporcjonalną do swoich przewinień.

Postrasz, a zajedziesz dalej...

Sondaże są tylko sondażami i wszyscy o tym wiemy. Historia, ta najnowsza nauczyła nas że potrafią spłatać figla politykom i nam, obywatelom. Ale możemy się pokusić o wyciągniecie pewnych wniosków z ich analizy o stylu uprawiania propagandy naszych polityków, jak i o nas samych, społeczeństwie. Potwierdza się, iż najłatwiej rosną słupki sondażowe tym, którzy w sposób bezwzględny posługują się czarnym PR-em, jak i umiejętnie wzbudzają narodowe lęki. O wiele łatwiej bowiem, jest obudzić demony przeszłości, odnosić się do narodowej (tak często po prostu chorobliwej!) dumy, do "wartości" negatywnych rodzących się z jej nadmiernego przyrostu. Łatwiej niż przedstawić racjonalny, rozsądny program naprawy Państwa. Muszę przyznać PiSiorkom że umiejętnie, zaprzestali straszenia układem, spiskami, esbecją, obcymi służbami. Przez paromiesięczny okres, starali się mówić merytorycznie o gospodarce, polityce zagranicznej, etc. Nie istotne jest to czy się z tym zgadzam, czy też nie, ale ważne ze podjęto próby działań nazwijmy to normalizacyjnych. Z jakim efektem? Każdy z nas mógł zobaczyć. Sondaże kiepskie, chociaż osobiście uważam, że i tak wysokie, zważywszy na brak jakiejś naprawdę sensownej , rozsądnej koncepcji, uwzględniającej uwarunkowania i możliwości naszego kraju. I nagle, sięgnięcie po oręż tak dobrze znany "narodowym-socjalistą" z PiS-u (że pozwolę użyć swojej własnej nomenklatury w stosunku do tej partii), sięgniecie po STRACH! To uczucie , jest jednym z najsilniejszych motywatorów ludzkich, społecznych działań. I wynik od razu możemy zobaczyć. Ci którzy skutecznie i umiejętnie potrafią się posługiwać tym orężem od zawsze w historii potrafili wzburzać tłumy, tudzież całe narody. Szczególnie skuteczne okazuje się to w przypadku nas samych, narodu, który tak wiele przeszedł w ostatnich stuleciach, który tak często walczył o przetrwanie w konfrontacji z sąsiadami. jednak haniebne byłoby zaliczyć to PiS-owi na plus. raczej ukazuje to miałkość i płytkość tej partii. Brak jakiejkolwiek wizji państwa, opartego na spokoju, rozwoju. Nie ma wroga! - nie ma dla nich motywacji! Nie ma motywacji- bo nie ma pomysłu. Nie ma pomysłu - bo jedynym motywatorem dla tych ludzi jest WŁADZA! Jej sprawowanie i wewnętrzna satysfakcja z jej sprawowania, u której podłoża zdecydowanie leży toksyczna osobowość. Co prowadzi do wniosku o braku jakichkolwiek kwalifikacji . Gdy aparatczycy PiS-u w mediach mówią o ludziach, którzy boja się powrotu do władzy ich partii, czy też siły wynikającej z poparcia społecznego, mówią o mnie między innym. Boję się powrotu do władzy ugrupowania opartego na obłudzie, hipokryzji. na powrocie do władzy klakierów w stylu Gosiewskiego, Putry, Cymańskiego i całej masy nowych twarzy im podobnych. Zastanawiając się nad tym, uświadamiam sobie że jednak w tym politycznym organizmie są osoby wartościowe, są osoby które mają wizje nie tak radykalną. są także osoby, które chociaż radykalnie różnią się ode mnie poglądami, budzą mój szacunek i respekt. Mam wrażenie że PiS z twarzą Ludwika Dorna, byłby zupełnie inna partią. PiS Z ludźmi takimi jak Ujazdowski, Zalewski byłby żywym organizmem, który współtworzyłby polską zdrową scenę polityczną, a nie wciąż ją destabilizował. Ale mnie poniosło! Myślę że faktycznie, w wyborach Do PE, PiS osiągnie wynik znacznie lepszy od zapowiadanego przez krytyków i będzie wiedział jak propagandą przekuć ten "sukces" na dalsze umocnienie się w rankingach. Po raz kolejny zostaje podsumować iż świadczy to głównie o nas samych, jako narodzie. o naszej totalnej podatności na debilny populizm. Na zapach swojskiej kiełbasy wyborczej, na płytkość naszego patrzenia na rzeczywistość i przyszłość. Powodu takiego stanu rzeczy, szukałbym, przyznając rację Jackowi Kuroniowi w początkach transformacji, a raczej w pozostawieniu społeczeństwa samopas przez elity. W braku wykorzystania ówczesnego przyzwolenia społecznego na głęboka reformę państwa, jego struktur, strefy publicznej. Przypomina mi się pewna mądrość , wypowiedziana dawno temu przez Konfucjusza: " Wysłać ludzi do boju bez nauki to jakby ich porzucić". Chyba właśnie tak się stało, i tu jest główny powód obecnego stanu rzeczy, obecnej świadomości naszego społeczeństwa, zmęczenia i tumiwisizmu., które staje się w ten sposób tak podatne na radykalne wezwania, szalonych gadających głów.