Amicus Plato, amicus Sócrates, sed magis amica véritas.
Arystoteles

niedziela, 21 grudnia 2008

Czasami różnice cementują !

Na jednym z blogów, przeczytałem wpis, dotyczący rozważań nt. polityki i tego jak potrafi ona nas dzielić, zmrażać, niszczyć przyjaźnie, czasami wieloletnie. Tak częstokroć się dzieje. Powód dla którego o tym pisze, to pewne przyjaźnie, które w moim życiu wciąż trwają. Czasami są przygaszone, ukryte za codziennościa zdarzeń, za szybko płynącym czasem, problemami, pracą, przeprowadzkami, podróżami, ale trwają. Ale zawsze bywają konsumowane przy wspolnym piiwku, wspomnieniach, planach i dyskusjach. Trwają bez względu na różnice, które od zawsze były kolosalne. Mielismy po 15-16 lat gdy wszystko sie zaczęło, zmierzch czerwonych dziesięcioleci. Trzy zgoła rożne osobowości spotykają się i zaczynają marzyć, by zmienić świat, każdy na swój sposób, podążając sobie wybraną drogą. Ja młodociany radykalny lewak, z czasem kontestujący jakikolwiek system, jednakże z silnie zakorzenionym lewackimi poglądami, brzydzący sie brunatnym kolorem i myslą katolicką. Marek, zdystansowany do wszytskiego,ale jednak demagog i populista o lekko narodowym zabarwieniu, silnie tradycyjny katolik. Michał, sam siebie określający jako konserwatywny-liberał, tradycjonalista-katolik, chociaż jak wielu zauważa, raczej konserwatysta, który zapomniał o liberaliźmie przy urnie wyborczej. Trzy kompletnie róże sposoby patrzenia na rzeczywistość, kraj, władzę, pojęcia takie jak: naród, patriotyzm, wolność, moralność, etyka, antysemityzm, etc.
A jednak coś sprawiało i sprawia w dalszym ciągu ( chociaż w zupełnie innej skali, w inny sposób ) że zawsze siebie słuchalismy, tocząc spory, dyskutując, kłócąc się, zawsze wsłuchiwaliśmy się jeden w drugiego. Co więcej o dziwo, częstokroć udawało nam sie dochodzic do wspólnych wniosków. Byc może to zasluga szczeniackiej naiwności, szceniackiej wiary w wartości i ideały. Być może to zasługa tego iż każdy z nas tak bardzo był zainteresowany zmianami, zmianami na lepsze. Pewność każdego z nas, że zmiany są możliwe, kształtowała w nas świadomośc wagi kompromisu, śwaidomośc, iż bez niego nie można osiągnąć nic więcej, oprócz polaryzacji, walki, napięć i destruckcji. Przyznam szczerze, iż przez swoją zapalczywość w tej ostatniej wiodłem prym. Czytając wspomniany na wstępie wpis, zacząłem wspominać, i ogarnęła mnie wielka radość iż dane mi jest znać tych facetów już z górą 20 lat, dane mi jest byś świadomym że należę może, nie do częstych wyjątków, które pokazują, mówią, iż można znaleść wspólne, w nawet najbardziej różnych zbiorach. I co najważniejsze, te wspólne mogą sprawiać radość i cementować ludzkie więzi. Tak jak nasze. Jesus, kurwa, ja pierdolę, jak ja wam dziękuje chłopaki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz